Refleksje po Kongresie Ruchów Miejskich w Poznaniu – początek nowej jakości czy zmarnowana szansa?
Joanna Mazgajska
W dniach 18-19 czerwca br. miałam przyjemność uczestniczyć w Kongresie Ruchów miejskich w Poznaniu. W „zjeździe” organizacji zorganizowanym przez słynne stowarzyszenie „My-Poznaniacy” uczestniczyło około 100 osób z 17 miast i 50-ciu organizacji społecznych. Wśród uczestników i obserwatorów znalazły się osoby bardzo różne - zarówno radni, naukowcy akademiccy jak i członkowie stowarzyszeń oraz... świeżo upieczeni urzędnicy, którzy przedstawili się, iż „w kongresie uczestniczą niejako służbowo”.
Założenia były takie:
http://www.my-poznaniacy.org/index.php/kongres-miejski/123-opinie-i-opracowania/638-kongres-ruchow-miejskich-w-poznaniu-18-19-czerwca-br-dlaczego-po-co-jak
A jak było?
Myślę że ze względu na wyjątkowo różnorodną grupę uczestników każdy ma po tym spotkaniu inne, subiektywne odczucia. Ja będę mile wspominać gościnność Poznaniaków, w tym przygotowanie specjalnie dla nas interesującej 1,5 godzinnej wycieczki po pięknym mieście oraz pyszny obiad.
Takie spotkanie to także możliwość poznania wielu nowych ludzi i rozmów, niekończących się i w każdej możliwej sytuacji. Z pewnością wszyscy byliśmy głodni tych kontaktów, wymiany informacji między miastami oraz organizacjami. Rozmawialiśmy do późnego wieczora, przy śniadaniu i rozmawialiśmy wracając pociągiem do Warszawy. Pozostał jednak duży niedosyt rozmów plenarnych.
Część kongresu polegała na pracach w panelach, w celu wypracowania tez kongresu. Wybrałam najistotniejszy moim zdaniem panel dotyczący partycypacji społecznej. Liczyłam, zgodnie z zapowiedziami w linku powyżej, na wypracowanie konkretnych rozwiązań prawnych, które umożliwią rzeczywisty udział społeczeństwa w decyzjach podejmowanych w mieście. Nasza grupa, w której praktycy stanowili zresztą mniejszość (połowa okazała się być naukowcami akademickimi) , przekształciła się jednak w drużynę copywritterów, która ma wymyślić piękne hasło. Wymyśliliśmy. Mieliśmy też drugą bardzo konkretną propozycję - ograniczenia kadencji prezydentów i burmistrzów miast do dwóch. Gdzieś po drodze zginęła i nie znalazła się w końcowych tezach. Podobno w panelu „rewitalizacyjnym” większość czasu poświęcono na uzgodnienie definicji terminu „rewitalizacja”. To chyba zmarnowany czas i szanse na rozmowy o sprawach istotnych.
Ostatecznie na kongresie powstało 9 takich haseł http://www.my-poznaniacy.org/index.php/kongres-miejski/123-opinie-i-opracowania/656-uchwaly-kongresu-ruchow-miejskich , które zapewne z przyjemnością zawłaszczyłby sobie dyrektor Centrum Komunikacji Społecznej w naszym mieście. I podpisał się pod nimi obiema rękami. Na zarzut, który padł w końcowej dyskusji że źle by było gdyby głównym przesłaniem kongresu była owa dwukadencyjność prezydentów odpowiem – jakie jest konkretne przesłanie (wniosek) kongresu obecnie? Mogliśmy też wspólnie porozmawiać przy otwartych tekstach ustaw na inne tematy - o sposobach eliminacji partii z samorządu lub zmniejszeniu progu liczby uprawnionych, która powodowałaby ważność referendum dotyczących inicjatyw uchwałodawczych czy odwołania prezydenta miasta. Liczyłam na konkrety.
Dla mnie prywatnie spotkanie w Poznaniu ujawniło niezbyt przyjemną prawdę, iż Warszawa jest miastem szczególnie nieprzychylnym zamieszkującym ją mieszkańcom w sali kraju. Uświadomiłam sobie, iż problemy z którymi borykają się inne miasta - w tym Poznań - mają zupełnie inną skalę i wagę niż warszawskie. Gdy w innych miastach zastanawiają się nad tym, czy samochody powinny stać bardziej w lewo czy prawo przed zabytkiem, u nas przyjeżdża buldożer i zabytek po prostu burzy.
Podczas happeningu kończącego kongres spytałam się jednej z dziennikarek poznańskich jaki procent miasta jest pokryty miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego, odparła z pewnym zażenowaniem że około 48%. Dla przypomnienia - u nas w stolicy jest to około 25%. Brak tych planów jest jednym z głównych przyczyn konfliktów społecznych w naszym mieście.
W Poznaniu uwiadomiłam sobie, iż inne miasta, w których tak niepodzielnie nie rządzi jedno ugrupowanie nie są w stanie nas do końca zrozumieć i część z nich nie dojrzała do tak radykalnych działań legislacyjnych jak moje środowisko, w którym działam na codzień. Oczywiście warszawskie środowisko też jest podzielone, co kongres ujawnił już w czasie 15-minutowej prezentacji naszego miasta (Warszawę przedstawiało kilka osób formułując czasami sprzeczne tezy). Nie są to jednak moim zdaniem tak duże podziały by uniemożliwiały współpracę, a może nawet konsensus. Wiem teraz, że jeśli sami sobie nie pomożemy w gronie kilkudziesięciu tysięcy stołecznych stowarzyszeń nikt tego za nas nie zrobi.
1 komentarze:
Jak jeszcze kancelaria radcy prawnego (wrocław) zajmowała się tematem zieleni musiałam o tym troche więcej poczytać. Ale ogólnie bardzo mądrze piszesz. Tyle, że w każdym mieście istnieje osobna specyfika tego problemu, a to czasami komplikuje sprawe.
Prześlij komentarz